„Ludzie, którzy są wystarczająco szaleni, że myślą, że mogą zmieniać świat, są jedynymi, którzy to czynią” – Steve Jobs

Drugi numer biuletynu trafia w wasze ręce niejako za późno, ale nie sposób nie wrócić do tematu z dnia wczorajszego. 1 marca od kilku lat obchodzimy Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych. Wyklętych przez okupantów i oprawców, a dla całego narodu Niezłomnych. Dopiero po wielu latach dociera do nas pełna prawda o ich heroicznej postawie. O tym, że całym swoim życiem, a szczególnie śmiercią dawali świadectwo swojej nieugiętej wiary w Boga, prawdę i wolność. O nich wszystkich można powiedzieć, że choć zostali pokonani, to jednak nigdy nie ulegli zniewoleniu.

W głównym nurcie mediów często spotyka się zdanie, że Polacy lubią rozdrapywać rany, pogrążać się w smutku i rozpaczy, rozpamiętywać narodowe tragedie. Chodzi o  obchodzenie rocznic powstań XIX w, września ‘39 r., Katynia, powstania warszawskiego itp. Tak, rzeczywiście z dumą mówimy o tych wydarzeniach, ale tylko po to, aby brać z nich doświadczenie i przykład heroicznej postawy obywatelskiej, która ma odważnie prowadzić do prawdy, wolności i zwycięstwa. Pokolenie, które przyniosło wolność Polsce w 1918 r. i zwycięstwo z Bolszewikami w 1920 r., wyrosło z ofiary powstania styczniowego. Pokolenie Solidarności wyrosło z ofiary września ’39, Katynia i powstania warszawskiego. Widać więc jasno, że nie ma zwycięstwa bez ofiar: zarówno ofiar pokoleń wcześniejszych, jak i naszych obecnych.

Nie zawaham się powiedzieć, że osobistego nawrócenia, przebudzenia doświadczyłem dwa lata temu, 1 marca, oddając hołd Żołnierzom Niezłomnym na cmentarzu komunalnym, stojąc dokładnie w miejscu, gdzie później odnaleziono szczątki „Inki”. Przyznałem się sam przed sobą, że jeśli ja nie podejmę ich dzieła troski o prawdę, dobro i sprawiedliwość, to oni na zawsze będą WYKLĘCI i ich ofiara pójdzie na marne. Natomiast jeśli MY WSZYSCY podejmiemy wyzwanie naszych czasów, tak jak oni podjęli swoje, to dzięki ich ofierze i z Bożą pomocą pokonamy zło, które obecnie zalewa świat.

Jedną z najpiękniejszych postaci wśród Żołnierzy Niezłomnych jest ppłk Łukasz Ciepliński „Pług”, prezes IV ZG WiN (wyrok: pięciokrotna kara śmierci i pozbawienie praw publicznych na zawsze), stracony na sposób katyński w dniu 1 marca 1951 r. Jego grypsy z więzienia do żony i syna powinny być lekturą obowiązkową, zwłaszcza dla każdego mężczyzny. Jestem pewien, że tych listów nie powstydziłby się żaden święty Kościoła katolickiego. Szczególnie przejmujący jest jeden z jego ostatnich tekstów, pisany na krótko przed śmiercią: Odbiorą mi tylko życie. Ale to nie najważniejsze. Cieszę się, że będę zamordowany jako katolik za wiarę świętą, jako Polak za Polskę niepodległą i szczęśliwą, jako człowiek za prawdę i sprawiedliwość. Wierzę dziś bardziej niż kiedykolwiek, że idea Chrystusowa zwycięży i Polska niepodległość odzyska, a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona.

Czy po tych słowach można zostać obojętnym na losy naszej ojczyzny i Kościoła i ciągle mówić, że ja nie mam czasu, że nie warto, że ja zajmuję się tylko swoją rodziną?