Dzisiejszy artykuł będzie o zaangażowaniu społecznym znanym chyba wszystkim czytelnikom, niezależnie od stanu cywilnego, czyli o wychowaniu tzw. dzisiejszej młodzieży.

Wielu, a może większość rodziców oraz osób pracujących z dziećmi zauważa otaczające nas zewsząd  zabawki i gadżety elektroniczne. Pisanie o tym wydaje się truizmem.

Jako mama dwóch nastolatek i jednej przedszkolaczki z jednej strony jestem bombardowana lekturami, zajęciami dla rodziców pomagającymi w nauce komunikacji, cennymi i ciekawymi konferencjami, a z drugiej borykam się z nawykami, schematami i własną bezsilnością.

Budowanie relacji z córkami to dla mnie często akrobacje między próbą uważnego (lub nie) wysłuchania tego, czym chcą się ze mną podzielić, a kontrolowaniem, zakazami, wymaganiami i szlabanami na komputer/telewizor/telefon/koleżanki.

Wokół dzisiejszych rodziców narasta ogromna presja, by zachować więź, by zbudować relację z dziećmi, by pamiętać o właściwej hierarchii w życiu małżeńskim i rodzinnym, by przekazać wiarę i wartości.

Bez Jezusa i Jego Krzyża się nie uda. Jego możemy zapraszać w tę sferę i prosić np. poprzez różaniec rodziców, by zechciał nas prowadzić. Mamy też jednak świadomość słynnych słów św. Ignacego z Loyoli: „Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie”.

Obserwuję innych rodziców i widzę, że szukają sposobu na oderwanie swoich dzieci od wirtualnego życia. Mam wrażenie, że najbardziej udaje się to tym, którzy towarzyszą dzieciom w odkrywaniu pasji.

Jeden z nauczycieli, gdy jego syn dorastał, zainteresował się sztafetą pokoleń, nawiązał kontakt z kombatantami z AK, utworzył grupę rekonstrukcyjną. Minęło kilkanaście lat, zarówno syn, jak i ojciec wciągnęli się temat. Dzieciaki z naszej szkoły bardzo chcą się dostać do grupy rekonstrukcyjnej. W ramach rekrutacji zdają egzamin z wiedzy o AK, a potem dobrowolnie udają się w poniedziałki o siódmej rano na musztrę. Taki mały fenomen.

Inny ze znanych mi ojców utworzył, ze względu na swoich synów, gromadę skautów Europy. Jest Akelą, wyjeżdża z wilczkami na obozy, organizuje cotygodniowe zbiórki w terenie. Oddaje mnóstwo swojego czasu i siły.

Niektórzy rodzice szukają sposobu, by zachęcić dzieci do wychodzenia na dwór, proponują, by zapraszali kolegów do siebie (gdzie nie można grać bez przerwy na komputerze lub Playstation).

Są tacy, którzy wożą dzieci na zawody lub konkursy, pomagając im realizować sportowe lub muzyczne pasje. Albo tacy, którzy wybierają się na męskie wyprawy (z synami) lub na shopping (z córkami) ;).

Trudne jest w tym wszystkim zachowanie złotego środka. Z jednej strony dbanie, by życie rodziny nie skupiało się wyłącznie na dzieciach i ich rozwoju, z drugiej – by je wspierać i inspirować. By pracować i odpoczywać we właściwych proporcjach. Towarzyszyć i wymagać. Być zaangażowanym i mieć dystans.

Brakuje tu puenty – pewnie ją znajdę za jakieś dwadzieścia lat.