Jestem zafascynowany językiem. Podziwiam twórców, którzy potrafią pleść porywające opowieści. Dać na tyle odpowiednie rzeczy słowo, aby nawet skomplikowane zagadnienie okazało się proste dla czytelnika. Ścisnąć emocjami w pieśni, zachwycić lapidarnym stwierdzeniem, celną uwagą otworzyć oczy na nowy wymiar rzeczywistości. Szczególnie ciepłe myśli kieruję do redaktorów, którzy poprawiają teksty, próbując przeniknąć myśl autorów…
Każdy język ma swoją specyfikę. Gramatyka i zasady są na tyle ważne, że niektóre prądy filozoficzne łatwiej powstają w określonych kręgach językowych. Jak opowiada profesor Sytnik-Czetwertyński to nie przypadek, że w kręgu anglojęzycznym powstawał empiryzm, w niemieckojęzycznym idealizm, a francuski sprzyjał filozofii materialistycznej i racjonalistycznej. To jak mówimy, ma wpływ na to jak myślimy i do jakich wniosków dochodzimy.
Z łatwością można też wymienić grzechy związane z językiem: kłamstwo, obmowę, drwinę i słowa raniące. W tej chwili jednak chciałbym zwrócić uwagę na brak precyzji. Kanadyjski profesor psychologii, Jordan B. Peterson, tak sformułował jedną ze swoich życiowych zasad: „Bądź precyzyjny w tym, co mówisz”. Warto w tym miejscu zauważyć, że sam stał się gwiazdą mediów dzięki wywiadom, w których precyzyjnie punktował nieściśliwości w ideologicznych wywodach rozmówców.
W książce „12 życiowych zasad. Antidotum na chaos” Peterson pisze: „Gdy wszystko się wali i nastaje chaos, możemy nadać mu strukturę i przywrócić porządek dzięki posłużeniu się mową. Precyzyjne wykorzystanie słów pozwala uporządkować sprawy, nadać im odpowiednie miejsce w hierarchii ważności, obrać nowy cel i podążać w jego kierunku – nie musi to być podróż samotna. Natomiast gdy nasza mowa jest nieścisła, sprawy pozostają nieokreślone, a cel nieobrany. Mgła niepewności nie zostaje rozwiana i nie sposób nawigować przez świat.”
Zmieszanie pojęć, mgła niepewności, może zostać świadomie wykorzystana w debacie publicznej jako technika wprowadzania w błąd. Z ostatniego czasu przychodzą mi na myśl co najmniej dwa przykłady: dyskusje wokół ideologii / osób LGBT oraz wokół odmowy świadczenia usług ze względu na osobę / poglądy. W obu przypadkach nie rozróżniano osoby od poglądów i zachowania.
Jeżeli zatem jedna strona twierdzi, że ideologia LGBT jest fałszywa, to druga lamentuje, że nie wolno osądzać ludzi – nie rozumiejąc (nie przyjmując do wiadomości), że można zachować pełen szacunek dla osoby, nie zgadzając się z jej przekonaniami. W drugim przypadku, jeżeli kelner odmawia obsłużenia klienta, który nosi znaczek pro-life, to jest to inna sytuacja niż drukarz, który odmawia druku materiałów propagujących LGBT. W przypadku kelnera możemy mówić o jawnej dyskryminacji osoby ze względu na poglądy, dla drukarza przedmiotem sporu była treść zamówienia, a nie zamawiający. Inaczej należałoby osądzić sytuację, gdyby klient punktu gastronomicznego próbował zmusić obsługę do przygotowania koszernego mięsa, a klient drukarni chciał wydrukować pracę dyplomową.
Podobną parą pojęć chętnie mieszanych jest osądzanie i ocenianie. Chrześcijanie słyszą, że mają nie oceniać. Bez wątpienia najczęściej cytowanym fragmentem Pisma Świętego przez niewierzących jest ten o belce we własnym oku. „Pan Jezus powiedział, że masz najpierw wyjąć belkę ze swojego, jakim prawem zatem oceniasz innych i szukasz drzazgi?”.
Tymczasem czym innym jest sąd na człowiekiem, szczególnie w biblijnym wymiarze, gdzie zawsze wiąże się z wyrokiem i wymierzeniem kary, a czym innym ocenienie (sąd nad czynem), czyli sposób na wyprowadzenie z grzechu i pokazanie prawdy. Jako chrześcijanie nie musimy sądzić, sąd należy do Boga, ale bezwzględnie musimy oceniać – bo bez tego, jak możemy kogokolwiek wzywać do nawrócenia?
Na koniec pozostawiam z refleksją – komu zależy na mieszaniu pojęć i tworzeniu mgły niepewności oraz jak to wpływa na naszą debatę publiczną? A pamiętając o wskazówce Jezusa o „belce w oku”, czy my sami nie popełniamy grzechu braku precyzji?
Najnowsze komentarze