Jakiś czas temu napisałem artykuł dotyczący szeroko postrzeganej samotności. Zawarłem w nim tezę, że jest ona w części przypadków konsekwencją ludzkiego wyboru. Jest to oczywiście stwierdzenie bardzo ogólne. Nigdy nie sądziłem, że w tak niedalekiej przyszłości nadejdzie covidowa rewolucja, a wraz z nią – samotność wymuszona!

Samotność jako choroba przenoszona drogą ustną – trawestując znany film Zanussiego – czy chcemy, czy nie, i tak nas dopada. Zależy nie tylko od tego, z kim się minęliśmy w windzie, sklepie, obok kogo stoimy jak szprotki w konserwie w zatłoczonym autobusie czy tramwaju. Można się zarazić w przychodni, kinie, restauracji, a nawet na rodzinnym przyjęciu, ale przede wszystkim samotnością covidową [koronasamotnością] można się zarazić, siedząc samemu w domu! Gdy czekamy na gości i dowiadujemy się, że odwołują wizytę, bo nie chcą ryzykować albo nie chcą nas narażać.

Może być też tak, że któryś z domowników tydzień temu spotkał się ze znajomymi i teraz przychodzą hiobowe wieści: na dziesięć osób siedem jest już chorych; te dwie, które były obok niego – nie! Wszyscy dostali wynik testu następnego dnia, a do nas nikt nie dzwoni. Przerażenie dopada nas na myśl, z iloma starszymi osobami się w międzyczasie spotkaliśmy: rodzice, samotna ciocia, pani Danusia, która nagle straciła wzrok i trzeba było jej pomóc kupić buty na zimę, wujek, któremu zrobiliśmy zakupy, pani Ania, która lubi nasze jabłka, pan Władek, który chce porozmawiać, a nie ma z kim, pani Stasia, której nie wypadało odmawiać kawy z ciastkiem, gdyż czekała na nas już pół roku… A jeszcze kino, kawiarnia, chrzciny, bierzmowanie. Co dalej? Zaczynamy się pod wpływem mediów ograniczać. Rośnie liczba zakażonych i powoli zapominamy o spotkaniach rodzinnych, sąsiedzkich, z przyjaciółmi – by się samemu nie narażać, a przede wszystkim by nie narazić innych na zachorowanie na tę grypo-gruźliczo-zapaleniopłucopodobną chorobę.

Pomijam już kwestie pochodzenia wirusa: czy z kosmosu, czy z laboratoriów, czy ze ścieków – faktem jest, że jest i zmienia oblicze naszej cywilizacji. A raczej nie wirus, ale decyzje, które z jego powodu zmieniają nam życie, tradycję, zwyczaje. Wydaje nam się, że decyzja o ograniczeniu kontaktów z ludźmi jest naszą własną – autonomiczną. Chyba jednak nie tylko; wprowadza się nowe wzorce zachowań, jak unikanie podawania ręki, pocałunku czy zwykłego uścisku na przywitanie czy pożegnanie, chodzenie w masce, która zakrywa pół twarzy (nawet przyłbice poprzez refleksy i rozmycie utrudniają rozpoznanie znajomych)… Mamy zapomnieć o gotówce – stajemy się szarą masą kontrolowaną przez śledzące aplikacje komórkowe, przez służby działające dla „dobra” ogółu.

Ostatnio pani dyrektor radomskiego Sanepidu ogłosiła, że z pomocą policji będzie sprawdzać uczestników Mszy Św. – nie tylko, czy mają założone maseczki, ale czy mają zakryty nos! Jeśli choć jedna osoba się wyłamie to proboszcz może liczyć na 5 000 zł kary [do 30 000]. Tyle się mówi o konstytucji – jak to się ma do niej i do konkordatu? Coraz bardziej represyjna władza na całym świecie schodzi coraz niżej, by bardziej bezwzględnie atakować wyłamujących się z jedynego słusznego wzorca zachowań.

Niemniej koronawirus jest – ludzie chorują i umierają. Gdzieś zmarł starszy człowiek i nikt nie może go pochować, cała rodzina jest zakażona; gdzieś umarło dziecko zarażone na wycieczce szkolnej; inne wrażliwe dziecko nie widziało dla siebie przyszłości i zakończyło życie, mimo że było bardzo kochane przez rodziców. Tragiczne historie, które były tak charakterystyczne dla czasu wojny, zniewolenia, są teraz coraz powszechniejsze.

Czy to oznacza, że mamy nic nie robić, że mamy tylko siedzieć otępiali w domu, czekać na jedyne słuszne Wiadomości i słuchać poleceń „bardzo mądrych głów”? A może wróćmy do tradycji, do tego, co było najcenniejsze w naszym narodzie, do jego oddania Bogu i Maryi Przenajświętszej? To znaczące, że pandemia uderzyła nas w stulecie cudu nad Wisłą. W wielu oficjalnych uroczystościach nawet słowem nie napomknięto, że główną w nim rolę odegrała Matka Boża Łaskawa. Teraz powinniśmy o Niej pamiętać i nie pozwolić na porzucenie w imię „bezpieczeństwa” tego, co najważniejsze: Boga, honoru, ojczyzny i rodziny.

Nie traćmy zdrowego rozsądku – wiara jest naszym fundamentem i nie jest ważne, czy komunikant przyjmujemy do ust, czy na rękę. Ważne, czy jesteśmy w stanie łaski uświęcającej! Czy mamy świadomość, że Jezus jest naszym Panem i Zbawicielem? Naprawdę warto odnawiać to przyrzeczenie, bo „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?”(Rz 8, 30)