– Czy mogę zostawić u ciebie dzieci? Idę na spotkanie z senatorem.
– Dlaczego ty musisz iść na spotkanie z senatorem?

Może dla męża? 🙂 A może dlatego, że pan Antoni Szymański przyjął zaproszenie i nie żałował trzech godzin swojego czasu, który mógł spędzić z rodziną? Może dlatego, że spotkanie z człowiekiem, który chce się dzielić swoim doświadczeniem i przemyśleniami, pobudza do myślenia? A może dlatego, że w tematyce polityki rodzinnej poruszam się zazwyczaj w granicach kilku wytartych sloganów i atakującego obecnie prawie na każdej stronie internetowej logo programu 500+.

Smutno mi trochę, że na spotkaniu pojawiło się jedynie 13 osób wraz z księdzem gospodarzem i gościem. Mimo to senator nie okazał w żaden sposób zaskoczenia czy niechęci wobec małego audytorium. Nam zaś spotkanie w tak kameralnym gronie dało szansę na rozmowę wraz z trudnymi pytaniami i nieoczywistymi odpowiedziami.

Senator zwrócił uwagę na zmniejszającą się liczbę dzieci w Polsce. W latach 1989–2013 liczba dzieci spadła z ok. 11 milionów do ok. 7 milionów. Wydawałoby się, że mniejsza ilość spowoduje większą troskę ze strony rodziców. Tymczasem liczba tzw. nadzorów kuratorskich znacznie się zwiększyła i to wcale nie z powodów ekonomicznych czy przewrażliwienia ze strony sądów. Głównym powodem w ostatnich latach jest alkoholizm matek, przy jednoczesnej nieobecności ojców tych dzieci.

Z jednej strony państwo chce wspierać rodziców samotnie wychowujących dzieci, udzielając im różnego rodzaju preferencyjnych kryteriów, np. w dostępie do publicznych przedszkoli.

Można powiedzieć, że wsparcie to jest sprawiedliwe, podobne kryteria stosuje się również do rodzin wielodzietnych.

Właściwie ktoś mógłby złośliwie stwierdzić, że obecnie najbardziej opłaca się mieć co najmniej troje dzieci i je samotnie wychowywać… Problem polega na tym, że działania podejmowane dla tzw. wyrównywania szans budują jednocześnie pewną kulturę, sposób myślenia.

Można więc zauważyć, że pojawia się model rodziny: jeden rodzic + jedno dziecko, że wydłuża się znacznie czas pozostawania w związkach nieformalnych, a liczba rozwodów bynajmniej nie maleje.

W tym wszystkim potrzebne jest kształtowanie trwałości rodziny, nie wystarczy jedynie poprawić jej byt poprzez 500+. Chciałabym być dobrze zrozumiana – w żaden sposób nie krytykuję programu. Wielu z nas odczuje ulgę w swojej codzienności dzięki tym funduszom.

Senator zwrócił jednak uwagę na fakt, że brakuje publicznej dyskusji na temat trwałości małżeństwa, brakuje działań przeciwdziałających fali rozwodów. Niewiele jest kampanii na wzór przygotowanej w 2011 roku przez Fundację Mamy i Taty akcji: „Rozwód. Przemyśl to!”. A działania są możliwe do podjęcia. Przykładem są np. spotkania dla małżeństw planujących rozwód w Norwegii, które mają na celu pokazać prawdopodobne skutki tej decyzji w życiu ich dzieci.

Istnieje przecież teoretyczna możliwość wprowadzenia obowiązkowych mediacji przedrozwodowych, terapii małżeńskiej finansowanej z publicznych pieniędzy, programów pomocowych uzależnionych od trwania w związku małżeńskim. Ale w Polsce nie ma zainteresowania ze strony społeczeństwa, by chronić „tradycyjne małżeństwo”. Teraz każdy może odkrywać siebie, realizować siebie, doskonalić siebie, ma prawo do zaspokajania własnych potrzeb, budowania swojej tożsamości.

Właściwie to wszystko jest prawda, ale jak ma się ona do Słowa Bożego:

Chrystus Jezus, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi. (Flp 2, 6–7)

A jakie jest miejsce naszej służby?