Nazywam się… i… jestem przedsiębiorcą w dobie koronawirusa.

Swoją przygodę z działalnością gospodarczą rozpocząłem, gdy w II klasie LO namówiłem ówczesnego dyrektora szkoły do założenia Spółdzielni Uczniowskiej. Otworzyliśmy sklepik, uruchomiliśmy radiowęzeł i szkolne dyskoteki. Po skończeniu 18 lat z jeszcze innym kolegą założyliśmy spółkę, która zajmowała się kolportażem gazet. Ruch zamierał, Kolporter jeszcze nie powstał… Jeśli ktoś wspomina ustawę Wilczka, łóżka polowe I wszechobecną przedsiębiorczość… to skojarzenia ma dobre. Wtedy też zaliczyłem pierwszą plajtę. Pod koniec studiów otworzyłem PHU ZIELONY DOMEK – firma ogólnobudowlana, a po kilku latach pracy w korporacji w 2002 roku kolejną działalność – G-TECH INSTALACJE. Zajmujemy się remontami instalacji sanitarnych.

Dzisiaj, po blisko osiemnastu latach, firma obsługuje rocznie ok. 17 000 lokali i… możemy nie przetrwać koronawirusa? Nie. Nie boję się koronawirusa, boję się „pomocy” rządu i ingerencji państwa w gospodarkę.

Nie jestem ekonomistą, jestem inżynierem i przedsiębiorcą praktykiem, z dużym doświadczeniem w małych działalnościach.

Od marca moja firma nie pracuje, obroty w kwietniu spadły o ok. 60%, w maju będzie całkowita zapaść. Taka specyfika działalności. To nie pierwszy kryzys, każdy przetrwaliśmy bez uszczerbku na pensjach i ludziach. Ale było nam łatwiej, bo żaden rząd nam nie pomagał.

Obowiązywały rozsądne prawa wolnego rynku. Kto lepiej zarządzał firmą, był bardziej elastyczny czasowo i cenowo, mógł nawet urosnąć i zarobić lepiej niż poza kryzysem. Tak też było z nami. Dzisiaj wygrany jest ten, co sprawniej „przygotowuje” dokumenty o dotacje i wykrada nasze wspólne pieniądze. BO RZĄD NIE MA SWOICH PIENIĘDZY. Musi je albo ode mnie i od Ciebie pożyczyć, albo wydrukować, czyli Ciebie i mnie okraść z oszczędności za pomocą inflacji. W ramach „wspomagania gospodarki” rząd drukuje pieniądze (NBP – 12 mld zł + 100 mld zł obligacji, FED – 2–3 bln $, UE 750 mld euro) i będzie rozdawał je na prawo i lewo (sprawiedliwie?). Takie rozdawnictwo MUSI zakończyć się inflacją. Tak jak (pisałem o tym w 2018) musiały się zakończyć inflacją wszystkie razem wzięte programy socjalne „dobrej zmiany”. To, co przesunie nową falę inflacji po dodrukowaniu miliardów i rozdaniu ich ludziom, to naturalna skłonność do oszczędzania w sytuacji zagrożenia. Otrzymane pieniądze ludzie schowają w skarpetę, będą je wyjmować powoli w czasie epidemii na spłaty „rat za telewizor”, a jeśli coś zostanie wrzucą resztę na rynek, gdy kurz opadnie. Ale inflacja będzie, tylko że ukryta i przesunięta w czasie, jak na początku programu 500+. Na jakiś czas wyhamuje ją także chciwość rzeczywistych beneficjentów rozdawnictwa, czyli instytucji finansowych. Potrzebują kilku miesięcy spokoju na zamknięcie pozycji i ten spokój zostanie kupiony za dodrukowane pieniądze.

Może więc rozdawać pieniądze niesprawiedliwie jednym kosztem drugich???

Mam dwie znajome nauczycielki w przedszkolu, spotkaliśmy się na czacie w majowy weekend. Jedna pracuje w przedszkolu publicznym, druga w prywatnym. Obie nie przepracowały w kwietniu ani dnia. Czy ich marcowe wypłaty były takie same? Tak. Tyle tylko, że ta z prywatnego musiała skorzystać z płatnego urlopu, a ta z publicznego przebywała w domu i skorzystała z „pomocy rządu”, aby móc mieć wakacje w lipcu. Dokładnie taka sama sytuacja wśród znajomych pracowników utrzymania ruchu. W firmie prywatnej pracownicy musieli dogadać się z pracodawcą i pracują rotacyjnie za odpowiednio zmniejszone pensje, zaś w dużej spółce Skarbu Państwa kolega pracuje z domu, czyli naprawdę, jak sam mówi, nic nie robi za 100% swojej pensji.

Podobnie „pracuje” zdecydowana większość urzędów. Powiatowy Wydział Komunikacji w Kartuzach nie przyjmuje wniosków. W UMG przez dwa miesiące nie pracuje nawet okno podawcze. W Sądzie w Gdańsku, jak opowiedział mi znajomy ławnik, od marca do kwietnia sprawy były hurtowo odwoływane.

Wszyscy ci zatrudnieni w urzędach, spółkach SP, nauczyciele, pracownicy sądów – umownie sfera budżetowa – którzy nie pracują w pełnym wymiarze w tym trudnym czasie pandemii, bo po prostu się nie da, oczekują 100 % swoich pensji, z gwarancją wieloletniego zatrudnienia i „urlopu w lipcu” – i otrzymają je.

Firmy i pracownicy, którzy wypracowują środki na te pensje, muszą ukrywać się przed policją, jadąc do pracy, muszą zgodzić się na obniżenie pensji o 20% i liczyć się w każdej chwili z perspektywą utraty pracy, urlopu, bo rząd zakazał firmom działalności.

Przyznacie Państwo, że to absurd. Więc przedsiębiorcy produkują dokumenty na potęgę w imię zasady „kradnij, bo wszyscy kradną”.

Kto zapłaci za tą lekką ręką rozdawaną pomoc? Na początek stracą ci, co mają oszczędności w złotówkach, zainwestowane na giełdzie, w obligacjach. Kolejno ci, co za namową rządów i z własnego rozsądku od wielu lat oszczędzali prywatnie na swoją emeryturę, bo upadają kolejne międzynarodowe systemy emerytalne. W tej nierównej walce z systemem darmowego pieniądza jakakolwiek długoterminowa działalność inwestycyjna jest z góry skazana na porażkę. Na koniec spadek wartości siły nabywczej dotknie każdego z nas. To jak z 500+ które dzisiaj jest warte ok. 440 złotych swojej początkowej wartości…

Wracając do płacenia za pracę. „Wart jest robotnik zapłaty swojej”, czytamy w Biblii. A co, gdy robotnik nie pracuje? Jakich pieniędzy jest wart?

„Kto nie chce pracować, ten też niech i nie je”. Ale jeśli chce i nie może, bo jest pandemia? Dawać pieniądze za nicnierobienie? Kto ma dać? Drukować?

Pieniądz bez pokrycia jest tylko zadrukowanym świstkiem papieru. Jeśli piekarz nie upiecze chleba, rzeźnik nie zrobi kiełbasy, a serowar serów, to choćby rząd wyprodukował dla Ciebie miliony złotych, nie kupisz chleba, kiełbasy ani sera i będziesz głodny. Dobrobyt bierze się z pracy, nie z pieniędzy.

Jeśli dziś dostaniesz cztery tysiące złotych za nicnierobienie, co Cię zmotywuje w przyszłości, byś wrócił do pracy? Osiem, dziesięć tysięcy? A jak na to zarobisz? Ile wtedy będzie kosztował chleb? Pieniądze dawane za darmo zawsze odbierają kreatywność, powodują obrastanie w tłuszcz i w ostatecznym rozrachunku obniżają tempo rozwoju. OSTRZEGAM: powrót do normalności po takiej koronaterapii będzie trwał całe lata lub nigdy się nie skończy.

Byście Państwo nie myśleli, że odbieram tylko budżetówce i robotnikom…

Nie wolno dawać pieniędzy za nic przedsiębiorcom. Janusze biznesu, którzy zakredytowali się na nowe porsche i lambo, najwyżej je stracą. To nic złego. Jeśli ktoś prowadzi trzy restauracje od dwudziestu lat, ma sadła na przetrwanie. Marzec, kwiecień to na ul. Długiej czy Piwnej nigdy nie było eldorado. Jeśli ktoś zaczynał w zeszłym roku i zaczął od wzięcia unijnej dotacji, aby podlewarować zakup trzech nieruchomości na restauracje, a teraz rwie włosy z głowy, bo nie starcza na raty, powinien iść do swojego banku i negocjować spłaty, a nie żebrać o kolejne dotacje. Bo do tych dotacji musi się dołożyć piekarz, sprzątaczka i szwaczka, która szyje maseczki po godzinach. Jeśli się nie dogada, ogłosi plajtę. Buffet ogłaszał, Skiba ogłaszał. To nic złego. Masz honor i łeb, to kombinuj, nie kradnij. My, przedsiębiorcy, mamy myśleć, jak zaadaptować nasze biznesy do zmieniającego się świata, a nie wyciągać ręce po rządowe – nasze! – pieniądze, które będziemy musieli z odsetkami temu czy innemu banksterowi spłacić.

Mam propozycję dla rządu.

Nie drukujcie pieniędzy, nie dawajcie ludziom czy firmom pieniędzy za nicnierobienie.

Jeśli musicie jakoś pomóc ludziom, nic prostszego. Proszę dać możliwość zawieszenia na pół roku i rozłożenia na kolejny rok opłaty za prąd, gaz, wodę, śmieci, które to wydatki stanowią do 30% budżetów domowych. Spółki skarbu państwa, komunalne, koncerny energetyczne przeżyją bez tych środków, jeśli zacisną pasa.

Skoro uznajecie, że dobrze to wpływa na przedsiębiorczość, obniżcie trwale obowiązkowe daniny na ZUS i US i uelastycznijcie rynek pracy. My nie chcemy zwalniać pracowników, bo bez nich jesteśmy nic niewarci, ale nie dajecie nam wyjścia.

I najważniejsze:

DAJCIE NAM W KOŃCU PRACOWAĆ.