„W Polsce rodzi się mało dzieci. Za mało i COŚ trzeba z tym zrobić.”

Myślę, że większość z nas zgadza się z tąopinią, ale ja niegrzecznie dopytam: po co nam więcej dzieci? Czy jak w filmie Miś S. Barei, chodzi tylko o ilość obywatela? Proszę mnie źle nie zrozumieć, ale dopiero odpowiedź na pierwsze postawione pytanie może nam pomóc przeciwdziałać wyludnieniu. Jeśli jedyną odpowiedzią będzie „Bo tak jest lepiej i już” lub „Bo PO z lewactwem chcą, byśmy wyginęli jak mamuty”, to nikogo myślącego nie przekonamy do naszego zdania, narobimy sobie wrogów i wyjdziemy na oszołomów.

Dlaczego? Bo bezczynność elit to – przynajmniej z pozoru – nieprawda.

Wszystkie siły polityczne widzą problem; inaczej określają jego przyczyny, lecz jakże to osobliwie nieprzypadkowe: podają bardzo podobny pomysł na jego rozwiązanie. Jeśli zadalibyśmy naszym „umiłowanym przywódcom” pytanie, czy są za zwiększeniem dzietności w Polsce, zapewniam, że większość odpowie: tak. Lewica wierząca (PiS) i lewica liberalna (PO, N) wespół z lewacką (SLD) mają swoje, lecz bardzo podobne pomysły na rozwiązanie problemu. Oba finansowe. PiS płaci po, PO płaci przed.

Jednym z argumentów wdrożenia programu 500+ miało być właśnie poprawienie dzietności.Czy tak się stanie, powinniśmy dowidzieć się już wkrótce. Szermierze wolności z PO wolą zapłacić przed ewentualnymi narodzinami, czyli opłacić (min. 3 x 5000 zł) zabiegi in vitro, bez względu na efekty. Nie można więc powiedzieć, że siły polityczne nic w temacie nie robią. COŚ robią.

Tyle tylko, że to COŚ nie dotyka przyczyny, dla której rodzi się mniej dzieci, i nie mówi nam o tym, dlaczego powinniśmy, dlaczego WARTO mieć dzieci. Oba proponowane rozwiązania służą tak naprawdę innemu celowi – zdobywaniu głosów wyborców. PiS płaci wprost do ręki wyborcy, to prawda, po zrealizowaniu zadania. Obecna ofensywa PO w samorządach rozdaje pieniądze, nie dbając o liczbę poczętych i narodzonych dzieci, bo tak naprawdę nie o to jej chodzi. Potężne pieniądze otrzymają kliniki in vitro, będzie można w zaprzyjaźnionych stacjach telewizyjnych pokazywać szczęśliwych nowych rodziców i ich dzieciaki. To wszystko na tle pięknych wnętrz nowoczesnych klinik z podziękowaniem dla tych, co to umożliwili 😉 Dla dopełnienia ten szczęśliwy obrazek można zestawić z czarno-białym portretem komisarza Macierewicza w skórzanym płaszczu, z podpisem „To on chciał odebrać nam dziecko”. Ciemny lud wszystko kupi.

Z perspektywy makro dzieci mieć WARTO, aby naród się rozwijał, a nie zwijał. Z perspektywy makro żadna z proponowanych zachęt finansowych długofalowo nie zwiększy liczby dzieci. Gdyby socjal skutecznie namawiał do macierzyństwa, to rodowitych Niemców byłoby 180, a nie 80 mln. Żeby in vitro miało pomóc w rozwoju, powinno być obowiązkowe i dotyczyć 200 000 par, a nie – jak w Gdańsku – 200 rocznie.

Z naszego punktu widzenia dzieci mieć warto, bo… Bóg powiedział Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną. Ale oczywiście argumentów są dziesiątki, wypływają wprost z naszej wiary, wychowania, kultury i w końcu z logiki, ekonomii i instynktu samozachowawczego. Zastanówcie się, proszę, nad tym pytaniem w dialogu małżeńskim, a później odpowiedzcie sobie na kolejne: Jaki pożytek czynimy z błogosławieństwa życia w szczęśliwych małżeństwach i rodzinach? Ile daliśmy z nas drugiemu człowiekowi, aby widział i wiedział, jak ważna w życiu jest zdrowa, normalna rodzina? Potrzeba ludzi do pracy, do dawania świadectwa, do niesienia Nowej Kultury: kultury życia, byśmy chcieli mieć dzieci, by nasze dzieci chciały mieć dzieci. Wspólnie z Żoną od kilku lat dajemy świadectwo narzeczonym, ale jest nas za mało. Nie zawsze mamy czas i możliwość uczestnictwa w kursie i często nie ma nas niestety kto zastąpić. Kto chętny? Marta w sąsiednim artykule, wcześniej Jacek na Familii, a Leszek w DS. wzywali i wzywają do działania na rzecz obrony przed in vitro w Gdańsku. Kto z nas już był u swojego radnego?

Ksiądz Blachnicki pisał: Wiara konsekwentna rodzi skutki społeczne. Ile jest w nas tej wiary?