Są dwa typy ludzi. Gdy przychodzi czas opowiadania o jakimś zdarzeniu, jedni z nas relacjonują fakty, inni zaczynają od tła. Pierwsi skupiają się zwykle na zależnościach czasowych, ważne są daty i miejsca, a uczestników wydarzeń przedstawiają przez pryzmat stanowisk lub pełnionych funkcji. Drudzy bardziej podkreślają wagę wydarzeń i ich skutki, a także emocje i dylematy zaangażowanych osób. Poznawanie historii w szkole zwykle jest kojarzone z pierwszym podejściem: zdecydowanie łatwiej je ocenić, przygotować test i odpytać ucznia. Drugie podejście jest bardziej angażujące, trudniejsze w przekazie – tutaj odbiorca awansuje z pozycji ucznia do uczestnika.
Różnica jest zasadnicza. Dostrzegłem ją u siebie, gdy rozważałem pewien wewnętrzny dylemat. Rozmyślając o nim, badając swoje emocje, odkryłem podobieństwo z pewnym wydarzeniem historycznym. Podobieństwo nie wynikało z konkretnych okoliczności, ale związanych z nimi emocji. Najbardziej zaskakujące było odkrycie, że co najmniej dwie inne osoby mierzące się z tym problem miały dokładnie takie same skojarzenia. Historia Polski stała się moją (naszą) osobistą historią.
Taki mechanizm nie powinien być dla nas zaskoczeniem. W życiu oazowym nieustannie odwołujemy się do życia poszczególnych osób ukazanych w Piśmie Świętym. Jeżeli historia Jezusa, jego Matki, patriarchów i proroków staje się naszą historią, to przechodzimy od ucznia (znającego fakty) do uczestnika. Temu służy rozważanie (nie tylko odmawianie) tajemnic różańcowych, szczególnie w wersji z dopowiedzeniami. Rekolekcyjny II stopień to też nic innego jak patrzenie na własne życie w kontekście historii narodu wybranego.
Świętując odzyskanie niepodległości, warto poświęcić chwilę refleksji naszemu spojrzeniu na historię Polski. Na ile jest to pasmo wydarzeń, dat i faktów, a ile widzimy w niej dylematów, często dramatycznych wyborów i sytuacji bez dobrego wyjścia? Ile jest kryształowych bohaterów, a ile prawdziwych ludzi popełniających błędy?
Można podać w wątpliwość sensowność rozważania czasów „dawno minionych”. Alternatywa jest jednak bardzo niebezpieczna. Zamiast historii otrzymujemy papkę w postaci obiegowych haseł. Kilka dat, oderwanych od kontekstu wydarzeń, postaci wygodnych dla bieżącej narracji politycznej zlewa się w jakiś rodzaj mitologii, niezwiązanej z rzeczywistym przebiegiem zdarzeń. Pojawia się w niej Józef Piłsudski wkraczający na czele Legionów do Warszawy w listopadzie 1918 roku, Roman Dmowski biegający z ONR za Żydami po ulicach przedwojennej Polski czy żołnierze wyklęci jako zdegenerowani bandyci, do których przyjazną dłoń starała się wyciągnąć powojenna władza.
To, czy historia czegokolwiek nas uczy, poznamy po tym, że myślimy o niej nie tylko w trakcie sprawdzianu lub rozwiązywania krzyżówki.
Najnowsze komentarze