Moja dusza jest bardzo zaspana. Czasem wybudzam się na chwilę, by z powrotem zapaść w duchową drzemkę. Któregoś razu z tego marazmu wyrwała mnie pani Pawłowicz, która przez radio okrzyczała mnie, że skoro jestem mamą, powinnam przejąć się losem swoich dzieci, dzwonić do polityków i też ich okrzyczeć, by głosowali przeciwko „Konwencji o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie”.

Okazało się, że nie można tak po prostu zadzwonić do polityka. Najpierw muszę umówić się na spotkanie. Ze względu na niebezpieczeństwo, że konwencja może zostać wprowadzona w krótkim czasie, nie mogłam czekać. Udałam się do biura jednego z posłów na umówione spotkanie z asystentką i na wszelki wypadek przygotowałam pismo do jeszcze jednego biura. Poprosiłam też pewną osobę, by spacerowała nieopodal z moją córeczką śpiącą w wózku i intensywnie się modliła. Rozmawiałyśmy przez godzinę, a asystentka wydawała się przejęta niebezpieczeństwami wynikającymi z konwencji. Przychodziło do niej wiele listów, by głosować za konwencją lub przeciw, lecz bez merytorycznej argumentacji. Mój list oceniła inaczej, a spotkanie ucieszyło ją. Po spotkaniu udałam się do kolejnego biura. Rozmowa krótsza, bo nieumówiona wcześniej. I tym razem asystentkę posła ucieszyła bardziej rozbudowana argumentacja; kobieta wypowiedziała się podobnie na temat pozostałych listów, które do niej docierają. Zapewniła, że mój list trafi do posła i dodatkowo do senatora, który wspólnie z nim wynajmuje pomieszczenie na biuro.

C. S. Lewis w opowieści „Koń i jego chłopiec” napisał, że „Kiedy się dokona czegoś dobrego, nagrodą jest zwykle inne zadanie – jeszcze większe i jeszcze cięższe”. Po wyjściu z biura odmówiłam Koronkę do Miłosierdzia Bożego w intencji osób, u których byłam. Przyszła myśl, by pójść do Twojego Ruchu. Pomyślałam, że to rozproszenie, i modliłam się dalej. Myśl powróciła mocniej wraz ze światłem, że w ten sposób chce działać Boże miłosierdzie. Niestety zwlekałam z umówieniem się z posłem z TR, więc choć obiecano mi w biurze spotkanie, wyznaczono na tyle daleki termin, że ów poseł przestał być posłem. Zrozumiałam jednak, że Pan Bóg chce świadczyć miłosierdzie politykom i posyła nas do nich.

Później spotkałam się jeszcze z dwiema posłankami i jednym senatorem. Przyjęto mnie serdecznie i wysłuchano. W dużej mierze godzono się z moimi argumentami, choć bez deklaracji, jak zagłosują. Do dwu z tych biur poselskich zaniosłam później film „Nie o Mary Wagner”.

Bilans:

  • poseł, z którego sympatyczną asystentką rozmawiałam długo – zagłosował za konwencją;
  • poseł, który otrzymał tylko pismo i zostałam miło przyjęta przez jego asystentkę – zagłosował przeciw konwencji;
  • pierwsza posłanka w dniu głosowania była na sali sejmowej, lecz na głosowanie się nie stawiła;
  • druga posłanka zagłosowała za konwencją.

Prawdziwy bilans: zna go tylko Pan Bóg. A ja sobie tak myślę, że zanim ziarenko zakiełkuje, musi obumrzeć, a solidne drzewo potrzebuje czasu, żeby zakiełkować.

Ostatnio znowu zaczęłam przysypiać. Znów ktoś okrzyczał mnie z miłością. Mam nadzieję, że przebudziłam się na nowo.