Zdesperowany, razem z żoną wchodzę do prezbiterium i siadam w ozdobnych stallach. Zakurzone plecaki po pielgrzymce do Santiago staramy się upchnąć z tyłu. Eucharystia już trwa od kilku minut, ale dopiero teraz nieco lepiej słyszymy słowa kapłana. Ignorujemy przechodzących poniżej turystów beztrosko pstrykających zdjęcia prezbiterium i ołtarza. Może myślą, że właśnie trwa jakieś przedstawienie. Miejsce i czas akcji: codzienna Eucharystia w katedrze w Porto w Portugalii. Za kilka godzin wracamy do Polski.

Ten rok nie był łagodny dla obrazu polskiego Kościoła. Filmy fabularne, dokumenty, wypowiedzi publiczne obnażyły zarówno prawdziwe, jak i urojone problemy. Można się oczywiście spierać, ile jest w tym prawdy, ile rzetelności dziennikarskiej (reżyserskiej), ile zarzutów dotyka rzeczywistych problemów. Czy ataki są polityczne, podyktowane bieżącymi potrzebami wyborczymi, czy może to kolejna odsłona systemowej wojny kulturowej? Dużo pytań, dużo możliwych odpowiedzi, dyskutować można do rana. Nie ma jednak wątpliwości, że skończył się czas niepodważalnego autorytetu Kościoła. Jako wspólnota wierzących stajemy przed nowymi wyzwaniami związanymi z przekonywaniem od początku do prawd wiary, do moralności opartej na dekalogu, do czytelnego świadectwa życia innego niż proponuje świat.

Myślę, że to ważny moment, aby kolejny raz odpowiedzieć sobie na pytanie: jak powinien wyglądać Kościół naszych czasów? Nie globalny, ale nasz: polski, parafialny, codzienny. Przy okazji tegorocznych kryzysów pojawia się mnóstwo dobrych rad, w tym zadziwiająco wiele od osób niewierzących. Krytyka dotyka biskupów, księży, wspólnoty, parafie. Skostniałe struktury, zacofanie, ciemnogród. Za mało słuchania potrzeb grzeszników, cudzołożników i wniosków byłych księży. I może coś w tym jest wartościowego. Niewątpliwie kilka okien warto otworzyć i są kąty, które czekają na porządną miotłę.

Jestem jednak pewien, że jak na razie w Polsce nie spotkałaby nas taka przygoda jak w katedrze w Porto. Idąc do kościoła na Eucharystię nigdy nie czułem się jak małpa w cyrku uczestnicząca w przedstawieniu dla gawiedzi. Droga, którą podążył Kościół w większości państw europejskich, najwyraźniej nie zdała egzaminu. Jeżeli weźmiemy pod uwagę skuteczność działań przekładających się na silną i żywą wspólnotę – to w ilu krajach warto szukać wzorców do zmiany? Jeżeli jeszcze o tym nie myśleliśmy, warto zwrócić na to uwagę w trakcie wakacyjnych podróży…

Ruch Światło-Życie ma unikalne narzędzie do tego, aby korzystając z doświadczeń wielu wspólnot, na mocnym gruncie soborowej teologii wypracowywać własną drogę. Jesteśmy tradycyjni i liturgiczni, a jednocześnie charyzmatyczni                      i ewangeliczni. Obejmujemy wszystkie stany Kościoła i cały przekrój wiekowy – od dzieci po seniorów. Mamy bardzo dobrą formacją podstawową i możliwości formowania się i służby w licznych diakoniach. Organizacyjnie ogarniamy rocznie setki rekolekcji, z których korzystają dziesiątki tysięcy osób. Mniejsze wydarzenia, akcje, pielgrzymki, dni wspólnoty trudno policzyć. Czy właśnie w takiej chwili ucisku nie powinniśmy wziąć na siebie odpowiedzialności za zmiany w naszym lokalnym Kościele? Każdy w miejscu, na które ma wpływ, stosownie do stanu i wieku.

Nasz skarb jeszcze jest w naczyniu. Glinianym, obtłuczonym, posklejanym. Chcą nam je wytrącić, ale też sami traktujemy je chwilami nonszalancko. Tymczasem nie mamy wymówki. Wiele otrzymaliśmy, z wielu talentów przyjdzie się nam rozliczyć.