Cokolwiek by to nie było. Musi być pomysł. Po drugie, niezbędny jest ktoś kto zacznie. Najlepiej, żeby był przekonany do tego co chce zrobić. Za każdym cosiem, szczególnie za jakimś dużym, stoi szaleniec. Najczęściej nie wie, że się nie uda. Jak takiego spotkacie to nie podcinajcie mu skrzydeł, raczej spróbujcie pomóc. Pomóc w realizacji. Zazwyczaj pomysłodawca spotyka kompana, a najlepiej całą kompanie. I wtedy zaczyna się dziać.

Jak cosia popsuć?

Najczęściej na dwa sposoby. Czasami trafia się na „pomocników”, którzy chcą pomagać przez  odwodzenie od działania, bo się nie da, bo za trudno, bo za drogo – takie schowajcie do kieszeni, do niczego nie prowadzą. Częściej psują Ci, którzy nie dają się porwać, nie dają się zapalić, nie dołączają do kompanii – do dołączenia nieustannie Was zapraszamy. Bo nawet najbardziej zdeterminowany działacz ma ograniczony zasób energii i zostawiony sam sobie nic nie zdziała.

Czemu pewne cosie nie są zrealizowane?

Niektóre zostały popsute wg powyższych przykładów. A wiele pozostało w sferze wyobrażeń i marzeń. Jeśli masz jakiś rewolucyjny pomysł o którym nikomu nie odpowiedziałeś – czas najwyższy do niego wrócić, opracować i stawiać kolejne kroki w stronę realizacji. Odważnie. Nawet jeśli pierwotny pomysł ewoluuje, założony cel nie zostanie osiągnięty to cokolwiek się urodzi będzie wartością względem tego, co jest obecnie.

Przepis jest uniwersalny.

Tak samo cykliści wpisują kolejne ścieżki w plany miast, tak samo organizują się działania Diakonii i to samo widziałam na kończącej się II edycji Przeglądu Teatrów Amatorskich Kurtyna. Tak samo proponuję podejść do samorządu.