Główna myśl do tego artykułu powstała przed tragiczną śmiercią Pawła Adamowicza i przed ukazaniem się na portalu „Gościa Niedzielnego” w dniu 18.01.19 artykułu p. Jakimowicza „Nie mamy żadnych szans”.

Jeszcze tu i ówdzie słychać echa obchodów 100-lecia odzyskania niepodległości. Radujemy się, świętujemy, że żyjemy w wolnej ojczyźnie. Dziękujemy Bogu, że tak szczodrze nam pobłogosławił. Jednak przy tej okazji nasuwa mi się jedna refleksja, pytanie często spotykane w przestrzeni publicznej: jak my współcześnie, jako społeczeństwo, zachowalibyśmy się w podobnej sytuacji? Czy my również odnieślibyśmy takie zwycięstwo? Mam pewne obawy. Mimo iż jesteśmy o wiele lepiej zorganizowani (zarówno jako naród jak i państwo), mimo, iż posiadamy inne możliwości techniczne (np. internet), to jednak boję się, że brak nam najważniejszego. WIARY. Niezachwianej wiary w zwycięstwo. To ona jest najważniejsza! Porównując do dzisiejszej sytuacji, mam wrażenie, że nasza troska o: prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci, świętość rodziny i małżeństwa, godność osoby ludzkiej, wychowanie dzieci i młodzieży, przegrywa nie z potęgą postmodernizmu i neoliberalizmu, ale właśnie z powodu naszej małej wiary Chrystusowi i Maryi. To Ona mówi w Kanie „zróbcie wszystko co wam powie”. A my się zastanawiamy: czy to dobry moment, czy jestem wystarczająco dobry, czy się nadaję, czy mamy dosyć „szabel” a w ogóle to czy mi się chce „wstać z kanapy”, przecież ja muszę zajmować się moim domem i moją rodziną.

Jeden z bardzo znanych i wpływowych analityków amerykańskich, już kilka lat temu w swojej książce napisał, że Polska jest wschodzącym mocarstwem. Tak dokładnie napisał: mocarstwem. Obecnie po kilku latach podtrzymuje swoje stanowisko. Nie wiem czy jest to jedynie amerykańskie podpuszczanie Polaków, czy jego autentyczna teza. Wiem jedno. Bez zgody narodowej (mam na myśli nasze społeczeństwo a nie elity polityczne, bo oni są głównym źródłem obecnych napięć społecznych iw ogromnej większości nadają się jedynie do wymiany, zarówno ci z „lewa” jak i z „prawa”) z pewnością nic z tego nie będzie. To jest pewne. ”Nie ostanie się królestwo wewnętrznie skłócone”. Nie chodzi o jednomyślność, bo to jest utopia, a nawet stan niewskazany, szkodliwy. Chodzi o jedność, o której myśli Jezus. Mimo różnic, pełne pokoju dążenie do prawdy w życiu publicznym, która niesie za sobą dobro a nawet dobrobyt jako wyraz błogosławieństwa. Bóg jest przecież wierny w swoich obietnicach i hojny. Jeśli każdy z nas nie odrzuci zapalczywości, małostkowości dla wyższych celów, to dalej będziemy się staczać aż do wojny domowej, co nie daj Boże.

Uważam, że w Gdańsku towarzyszą nam znaki: awaria wodociągów, Model na Rzecz Równego Traktowania, poróżnienie się PO z Adamowiczem, jego tragiczna śmierć i nowa kampania wyborcza a teraz awaria ciepłownicza w połowie miasta. Może przypadek, który jednak daje do myślenia.

I jeszcze jedno. Słowa, które padły w bazylice w czasie mszy pogrzebowej. Może to też przypadek? Cała Polska czeka, ażeby z Gdańska wyszło przesłanie, które dotrze do każdego Polaka i które przywróci moralną równowagę w naszym kraju i w naszych sercach”.

Już raz to zrobiliśmy! To był sierpień 80 roku. Wiemy jak to zrobić! Może jeszcze raz? No to do dzieła!