EDK, Ekstremalna Droga Krzyżowa, czyli: wyprawa nocą, w zmiennych warunkach atmosferycznych, w milczeniu, trasą min. 40 km.
Tylko po co?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, chcę przywołać jeden obraz. Mam taką pasję – kajakarstwo; na szczęście mam kilku „nienormalnych” kolegów i czasem zmawiamy się na szybki spływ. Kajak jednoosobowy górski, rzeka np. Radunia, odcinek z Wyczechowa do Babiego Dołu – tzw. Jar Raduni. Mnóstwo zwalonych drzew, szybki nurt i jedna zasada – od początku do końca nie wychodzimy z kajaka. Na rzece jesteśmy wcześnie rano, do domu wracam wykończony, przemoczony i uśmiechnięty od ucha do ucha… mam chęć działać.
Tak samo działa na mnie EDK, tylko w wymiarze duchowym.
Zaczyna się Mszą Świętą o 18.00, potem wyjście na trasę, czternaście stacji drogi krzyżowej i odsłuchanie rozważań wspólnych dla wszystkich tras EDK na świecie. Pomiędzy stacjami cisza. Wracam do domu i jestem wykończony i jakby odarty z tego, co niepotrzebne.
Mk 4, 22: „Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino przepadnie, i bukłaki. Lecz młode wino [należy wlewać] do nowych bukłaków”.
Nie chcę być starym bukłakiem, czyli kimś zamkniętym na Boże działanie, na Jego Słowo. Aby to Słowo mogło we mnie działać, muszę być czujny i otwarty. Jeśli – tak jak w przypadku EDK – radykalnie zmieniam na jedną noc w roku moje typowe zachowanie, to staję się bardziej otwarty na radykalne działanie Boga. Jeśli mam zachować czujność, to przygotowuję się na to, że „myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana” (Iz 55, 8). Poprzez codzienne, drobne, a od czasu do czasu ekstremalne wyrzeczenia zauważam w swoim życiu powolną zmianę w przyjmowaniu woli Bożej. (Mam nadzieję, że moja żona to potwierdzi – to najlepsza weryfikacja).
Zauważam też inne owoce. Takie nocne wyjście na Ekstremalną Drogę Krzyżową to walka z samym sobą, ze zmęczeniem, zniechęceniem, sennością, bólem. To trochę takie Franciszkowe zejście z kanapy. Po EDK łatwiej mi walczyć z grzechem. Ale też, co ciekawe, nadrabiam zaległości w naprawach domowych, chętniej idę na zabawy czy rozmowy z dziećmi, podejmuję trudny temat z żoną.
Idąc pierwszy raz na EDK, bałem się, że nie dojdę do końca. Ponieważ prowadzę z moim przyjacielem Rafałem scholkę, poprosiłem dzieci, aby powierzyły mi swoje intencje. Pomyślałem sobie, że jak będzie mi już bardzo ciężko, to niesienie intencji doda mi sił. Co bym potem powiedział dzieciom – że nie doniosłem?! No i było ciężko…
Korekta żony – „z tymi naprawami domowymi to chyba nie za bardzo – bo obrazek Maćka z komunii czeka na zawieszenie już dwa lata”.
Chwała Panu.
Mam na imię Ala i mam trzydzieści dziewięć lat. Z moim mężem Wojtkiem jesteśmy małżeństwem dziewiętnaście lat i mamy troje wspaniałych dzieci: Kacpra (16 lat), Wiktorię (15 lat) i pięciomiesięczną Juliankę. Gdy nasza dwójka dzieci była mała, byliśmy rodziną zastępczą dziewczyny, która ma obecnie dwadzieścia trzy lata.
W tym czasie odkryłam, że Pan Bóg jest bardzo blisko mnie, gdyż wychowanie podopiecznej nie było łatwe. Trudne chwile doprowadziły do tego, że pewnego dnia zaczęłam płakać. Padłam w kuchni na kolana, prosząc Boga o pomoc. Wtedy właśnie poszłam pierwszy raz na pieszą pielgrzymkę z Gdańska do Częstochowy. Czułam, że Pan Bóg wzywa mnie do wysiłku, za który dostałam siły na następny rok. Trud pielgrzymowania podejmowałam co roku przez trzy lata, aż usłyszałam od znajomego o Ekstremalnej Drodze Krzyżowej z Jastrzębiej Góry na Hel. Na EDK wybrałam się z grupą z Leźna. Było zimno, ciemno i lekko mi na sercu. Czułam, że Bóg jest ze mną.
Chcę wam opowiedzieć o dwóch sytuacjach, które wydarzyły się po przeżyciu EDK. Prowadzę salon fryzjerski, do którego dzień przed wyruszeniem na EDK przyszły dwie klientki. Jedna z nich opowiedziała mi, jak bardzo potrzebuje założyć rodzinę, a druga bardzo pragnęła dziecka, lecz nie mogła zajść w ciążę.
Na tej drodze krzyżowej ofiarowałam intencje klientek oraz swoje i to sprawiło, że mimo wielkiego trudu doszłam do końca. Chcę wam na koniec powiedzieć, że wszystko się spełniło: i małżeństwo, i poczęcie dziecka. Pan Bóg jest wielki, bo o cokolwiek Go prosiłam, wszystko otrzymałam. On we wszystkim ci pomoże; nigdy nie czekaj, znajdź czas na rozmowę z Nim – być może właśnie w trakcie EDK. Podejmij z Nim trud tej ekstremalnej drogi i zobacz, jak dla nas cierpiał, aby nas zbawić.
Ja nie lubię żyć na debecie u Pana Boga.
Ala
Chciałabym podzielić się swoim świadectwem dotyczącym Ekstremalnej Drogi Krzyżowej 2017. Była to moja pierwsza ekstremalna pielgrzymka w życiu trasą z Jastrzębiej Góry na Hel.
Co spowodowało, że postanowiłam przejść EDK? Mój mąż, który uczestniczył w tej drodze rok wcześniej – ja nie mogłam ze względu na małe dziecko. W 2017 roku pojawił się dodatkowy element, który mógłby się wydawać przeszkodą w uczestnictwie w EDK: byłam w ciąży. Ponieważ była to już kolejna moja ciąża, piąty miesiąc, i wszystko z maleństwem było w porządku, to ustaliliśmy z mężem, że idę, ale z rozwagą – do stacji IV we Władysławowie.
Wyruszyliśmy razem. J
Myślę, że ta jedność była dla nas na trasie bardzo trudna i wymagająca. Mąż, który na wszelkich pieszych wędrówkach lubi być na czele peletonu, tym razem postanowił towarzyszyć mi do stacji IV i iść w nieco wolniejszym tempie. A dla mnie najtrudniejsze okazało się opuszczenie EDK w trakcie. Nie należę do osób, które łatwo się poddają, i pomimo ciąży nie czułam jakiegoś ogromnego zmęczenia – można powiedzieć, że nie odczułam jeszcze tego fizycznego ciężaru drogi krzyżowej. Jednak troska o dziecko i posłuszeństwo wobec mojego męża sprawiły, że skończyłam trasę dużo szybciej, prawie na początku.
Pojawia się pytanie: czy warto? Czy miało to jakiś sens, skoro od razu zakładałam, że idę tylko kawałek?
Myślę, że dla mnie kluczem do podjęcia EDK była właśnie ta jedność małżeńska. Uważam, że jeżeli podejmujemy wysiłki duchowe razem, to po pierwsze jesteśmy w stanie zrozumieć i współodczuwać nasze trudności i zmagania, nasze radości i zwycięstwa. Natomiast drugą istotną sprawą jest to, że JEDNOŚĆ duchowych zmagań podnosi nasze małżeństwo na duchowe wyżyny.
W tym roku wybieram się na EDK pomimo maleństwa w domu. Pozwoli mi na to nowa trasa norbertańska z Leźna do Żukowa, która jest blisko domu. Pewnie znów będę musiała opuścić trasę – zobaczymy, na ile pozwoli mi wędrować mój śpiący w domu ssak. Najważniejsze, że w tym roku znów wyruszę w tę drogę rozważać cierpienie i mękę naszego Pana Jezusa Chrystusa razem z mężem i z Nim – Bogiem, który jest źródłem miłości i JEDNOŚCI, który poprzez duchowe zmagania uświęca każde z nas z osobna i nasze małżeństwo.
Chwała Panu.
Justyna
W EDK uczestniczyłam dwa razy; była to trasa z Jastrzębiej Góry na Hel. Gdy się zdecydowałam, wiedziałam, że nie będzie łatwo tyle kilometrów, zimno, ciemno. Dzięki mojemu mężowi, który mnie wspierał (będąc w gotowości na wypadek, gdybym nie dała rady), wyruszyłam wraz z innymi.
Pierwszy raz dwa lata temu przeszłam prawie całą trasę, prawie – bo nie dotarłam do ostatniej stacji drogi, stacji XIV – PODDAŁAM się, powiedziałam: nie dam rady. Przez cały rok nie dawało mi to spokoju; ja przecież tylko szłam – a Pan Jezus wytrwał do końca mimo bólu, ciężaru i cierpienia.
Rok temu podjęłam ponownie ten trud i wyruszyłam z nastawieniem, że postaram się dać radę – choć nie było łatwo, dotarłam do stacji XIV ze łzami w oczach (z radości).
Przeżycie, myślę, trudne do opisania, gdyż: nie jest to wycieczka, nie jest to pielgrzymka, nie ma rywalizacji, prześcigania się. Podjęty trud to po prostu twoja droga krzyżowa. Widzieć natomiast wkoło siebie ludzi, którzy chcą przeżyć spotkanie z Panem Bogiem tak samo jak ty – to daje dużo radości.
Dlatego jeśli szukasz czegoś więcej, wewnętrznego spotkania z Panem Bogiem, to EDK jest właśnie dla ciebie. Może dla ciebie wyzwaniem będzie dojście do I lub II stacji drogi krzyżowej. Gwarantuję , że WARTO.
W tym roku wyruszam razem z mężem i każde z nas przeżyje swoje spotkanie z Panem Bogiem.
Kasia
Najnowsze komentarze