Tak się składa, że ostatnio – na rekolekcjach Kościoła Domowego w Przewozie – miałem okazję rozmawiać z wieloma ojcami na temat ich i swoich problemów wynikających z tytułu bycia ojcem, mężem. Wymieniliśmy uwagi, a rekolekcje dobiegły końca i rozjechaliśmy się do własnych domów. Temat jednak został gdzieś w głowie i co jakiś czas powracał w formie pytania: Co dalej można zrobić w tym temacie? Przypomniałem sobie, że znajomy wiele mi opowiadał o ruchu Tato.net, w którym zaczął działać. To było ładnych parę lat temu, a jak się sprawa przedstawia obecnie?

Program Tato.net powstał z inicjatywy dr. Dariusza Cupiała w 2004 roku w ramach Fundacji Cyryla i Metodego. Głównym celem jest uzmysłowienie mężczyznom potrzeby przeżycia świadomego ojcostwa na bazie wartości chrześcijańskich. Tak się składa, że przypadkiem mogłem poznać problemy wielu osób – co współczesnego tatę, ojca, mężczyznę boli, czasami nawet bardzo! W ramach programu znalazłem całe mnóstwo ciekawych inicjatyw i uważam, że to, co oferują wszyscy zaangażowani w ten ruch, może naprawdę pomóc!

Sięgnijmy do źródeł, czyli do stwierdzenia, że jesteśmy mężczyznami, ale także synami, braćmi, szwagrami, zięciami, a przede wszystkim: ojcami i mężami. W dzisiejszych czasach mamy mnóstwo funkcji do wypełnienia, bardzo dużo od nas się wymaga, a jakoś nikt nas tego nie nauczył i na dodatek tak wiele się zmieniło w mentalności tak zwanego ogółu. Powstały np. ruchy feministyczne, które wręcz negują na różnych poziomach konieczność istnienia mężczyzny, a tym samym – ojca, czyli taty. W mediach szeroko rozumianych propagowany jest wizerunek „kobiety pracującej” [jak chociażby komicznie w PRL-owskim serialu o 40-latku], absolutnie samodzielnej, zdolnej zastąpić mężczyznę we wszystkich rolach i zawodach. Jeśli kobieta z różnych powodów nie nadaje się do jakiejś roli, to wmawia się, że też może/musi, a w konsekwencji to tym gorzej dla mężczyzn. Temu ma służyć prawo z wszelkimi restrykcjami (nie zawsze adekwatnie do rzeczywistych potrzeb). Kobietom częstokroć słusznie się pomaga w najróżniejszy sposób – prawnie, instytucjonalnie – a mężczyzna pozostawiany jest samemu sobie, bo przecież to temat niemodny. Nie piszę, że pomoc tylko kobietom jest niedobra, ale istota problemu tkwi w rzeczywistych intencjach ustawodawcy.

Być może wiele z tego, co napisałem, jest przerysowane, zbyt kontrowersyjne i nadmiernie upraszczające – mam tego świadomość, ale prawda jest taka, że aby ją przedyskutować, potrzeba by było nie małego artykułu, lecz wielu opasłych tomów, a i to zapewne nie byłoby wszystko.

Mężczyzna bardzo się stara sprostać temu, czego oczekuje się od niego oczekuje w roli ojca i męża. Jest to przyczyną wielu stresów; bardzo wielu z nas ma zupełnie spaczony wizerunek ojca, który bywał alkoholikiem, znerwicowanym pracoholikiem, rzadkim gościem w domu lub w ogóle był nieobecny. Nasi ojcowie ostatnich dziesięcioleci to ludzie w większości przepracowani, częstokroć pozbawieni czasu wolnego dla własnych rodzin i dzisiaj ze zdumieniem stwierdzający, że skądś im się wnuki wzięły! Są dla nich dobrymi dziadkami, ale niestety bez ciepłych relacji ze swoim potomstwem.

To jak my – ich synowie – mamy się zachować względem własnych dzieci i żon? Myślę, że możemy działać właśnie poprzez ciekawe projekty oferowane na www.tato.net, jak: WarszTaty dla ojców, tworzoną Sieć Ojcowskich Klubów, konferencje i szkolenia. Wszystko po to, by różni specjaliści i tatusiowie podzielili się swą wiedzą z tymi, którzy tej wiedzy potrzebują. Ideą jest, byśmy mogli zrozumieć jako ojcowie, czym jest misja i odpowiedzialność rodzicielska, czym jest tacierzyństwo w czasach totalnego zawodowego wyścigu szczurów, powszechnego konsumpcjonizmu, gloryfikowanego hedonizmu, w czasie tak wielu zagrożeń dla rodziny a szczególnie dla dzieci. A jak wygląda ta rzeczywistość w Zachodniej Europie? Praktycznie mamy tam walkę środowisk lewicowo-libertyńskich z tradycyjnym pojęciem rodziny i narodu w imię budowy cywilizacji społeczeństw pozbawionych jakichkolwiek praw do samostanowienia, gdzie o każdym elemencie życia decydować będą odpowiednie dyrektywy.

Mamy jeszcze czas i doświadczenie z okresu socjalistycznego zniewolenia, by we właściwy sposób przeciwstawiać się tym utopiom. Właśnie takie inicjatywy jak Tato.net dają nadzieję, że jednak możemy aktywnie działać na rzecz naszych rodzin. Definiując pojęcia szczęścia w rodzinie, mamy szansę spełnienia się – by nasze dzieci, mając szczęśliwe dzieciństwo, umiały dokonać właściwych, odpowiedzialnych wyborów jako tata lub mama. Mam nadzieję, że nie piszę herezji: uważam, że ruch jest również dla kobiet. Bez nich niczego się nie osiągnie. Wszystko, co można zrobić dla rodziny, czego w konsekwencji się nauczymy – sprzyja radości w rodzinie, sprzyja dzieciom i ich mamom. Dobry mąż to dobry tata i taki facet, przy którym jego połowica jest najszczęśliwszą kobietą na świecie. Może powstanie Mamo.net do pary? Czas pokaże, ale wydaje mi się, że również kobiety powinny aktywnie włączyć się w budowę trwałej rodziny i wzmacniania w oczach dzieci wizerunku mamy i taty.

A przyszłość? Jest mnóstwo do zrobienia, nikt nie może powiedzieć o sobie, że jest ojcem doskonałym. To stwierdzenie jest zarezerwowane dla dzieci – tylko one mogą ocenić, że miały doskonałych rodziców, że chcą tak postępować wobec swoich dzieci, jak ich tata i mama nauczyli.

Jeśli ten artykuł przeczytają ojcowie obecni i przyszli, będą mogli się zastanowić – czego pragną najbardziej? Droga oferowana przez inicjatywę Tato.net jest jedną z wielu, ale sądzę, że najpełniejszą. Pozwala określić, czego nie wiemy, a co chcemy wiedzieć, czego nie umiemy, a powinniśmy, czego nam brak, a co musimy odnaleźć. Choćby: że bez Wiary w rodzinie nie możemy być szczęśliwi, że bez pracy nad sobą i konstruktywnego współdziałania, tak jak i w każdej innej dziedzinie życia, niczego wartościowego nie osiągniemy.