Kiedyś napisałem artykulik na temat samotności. Był stanowczo za krótki, choć zapewne i sto opasłych tomów nie wyczerpałoby tematu.

Patrząc, słuchając, analizując, dochodzę do wniosku, że rozwój naszej cywilizacji najprawdopodobniej zmierza do wyobcowania jak największej liczby ludzi. Każdy ma siedzieć samotnie w swoim miejscu – dziupli – i być bezmyślnym podmiotem kupującym to, co mu podsuną reklamy i moda.

Rodziny ma nie być, bo rodzina to wspólne zakupy: jedno mieszkanie czy jeden dom, jeden samochód, jeden telewizor… Najgorsze, że członkowie rodziny mogą wpływać na siebie nawzajem poprzez akceptację, rady i tym podobne. Właśnie! Może nawet kształtować światopogląd. Z punktu widzenia wielkich międzynarodowych korporacji to fatalna sytuacja – za małe ognisko konsumpcji! Jeśli najbogatsza część ludzkości nie chce już kupować auta co dwa lata, jeśli nie daje się nabrać na większy i niby lepszy telewizor, jeśli konsumenci są wykształceni i znają strategie reklamowe, ludzie zaczynają być odporni na wszelkie handlowe manipulacje – informując o tym rodzinę, przyjaciół, znajomych.

Biznes zaczyna więc wkraczać w świat polityki, która staje się jego narzędziem. Stawiam tezę, że za tzw. NWO [z j. ang.: nowy światowy porządek], za totalną powszechną demoralizacją stoi również zimno kalkulowana korporacyjna chciwość, dla której nie liczą się wartości takie jak na przykład tradycja, rodzina. Wszystko, co minione, jest złe; dobre jest tylko to, co służy temu biznesowi. Stąd tak wielka determinacja i fundusze na zmianę dotychczasowych paradygmatów cywilizacyjnych. Celem staje się cywilizacja, która ma być już nie zbiorem narodów, lecz wyizolowanych jednostek. Takie rozwiązanie jest również idealne dla osób – kreatur, miernot intelektualnych, które w normalnym (czyt. tradycyjnym) systemie nie miałyby najmniejszych szans na zbliżenie się do władzy. Teraz jako „uciśniona mniejszość” – łamiąc zasady demokracji, realnie uciskając większość – mogą one żądać praw i władzy. Te mniejszości to z kolei łatwo korumpowalne, posłuszne narzędzie wielkiego biznesu do wprowadzania nowego modelu cywilizacji.

A jakie są konsekwencje społeczne walki z tradycją i wiarą?

Całkiem niedawno miałem okazję uczestniczyć w pewnej konferencji, której głównym tematem były formy uzależnień młodzieży. Dowiedziałem się, że na świecie (i w Polsce) wzrasta liczba osób totalnie samotnych, że coraz częściej syndromem wyalienowania obarczeni są coraz młodsi ludzie, co w konsekwencji daje zauważalny wzrost liczby samobójstw wśród nastolatków. Pisałem poprzednio o dzieciakach godzinami wpatrzonych w swoje smartfony czy komputery, uzależnionych od portali społecznościowych czy gier, niemających świadomości, że programy są pisane w taki sposób, by właśnie uzależniać – dokładnie w taki sam sposób, jak tworzone są narkotyki. Efekt końcowy ma być taki sam: człowiek pozbawiony wolnej woli, wykonujący posłusznie odgórne polecenia za gram narkotyku, za nową aplikację, za kolejną broń w grze lub nowszą wersję komórki. Kto się będzie liczył z ludźmi załamanymi psychicznie, zgnębionymi, chorymi? Dla nich tworzy się „wariant eutanazyjny” – źle się czujesz, życie nie ma dla ciebie wartości? Lekarz pomoże ci w wyborze skutecznej i bezbolesnej śmierci – to tylko kwestia rachunku do zapłacenia, a wszystko „samo” się rozwiąże.

A co z wiarą, co z Panem Bogiem, miłosierdziem? Przeszkadzają! Gdyż wiara to wolność, niezależność – nadzieja! A tego akurat światowi dystrybutorzy dóbr wszelakich nie tolerują. Oni potrzebują klientów, najlepiej bezmózgich, unurzanych w hedonistycznym błocie, wydających swoje pieniądze na niepotrzebne gadżety – kupujących zamienniki przyjaźni, miłości, rodziny. Samotność ma być fajna, póki ma się pieniądze i zdrowie. A co potem? Kogo to będzie obchodzić?

Można się z tym nie zgodzić; każdy ma prawo do swojego zdania. Chcę jednak w ten sposób zwrócić uwagę na to, co obecnie dzieje się na niemalże całym świecie, i uczulić, byśmy zdawali sobie sprawę z tego, czego nie da się kupić – z przyjaźni z Panem Bogiem, Maryją, wszystkimi świętymi, którzy gotowi są nam pomóc, jeśli tego zapragniemy. Wybierajmy – dopóki jesteśmy wolni – by być wolnymi.