W oparciu o Akt Oddania podyktowany przez Jezusa ks. Dolindo Ruotolo.

Na wstępie zachęcam do zapoznania się z życiorysem i dziełami tego mistyka.

Kiedy jesteś wzburzony i ulegasz zamętowi wprowadzania antywartości w przestrzeń publiczną; kiedy zaczynasz mieć wątpliwości, czy Ewangelia jest faktycznie odpowiedzią na każde pytanie, każdy problem, również społeczny; kiedy martwisz się o przyszłość Polski, Jezus mówi: „Oddaj Mi te sprawy, a wszystko się uspokoi. Zaprawdę, powiadam wam, każdy akt prawdziwego, ślepego, pełnego oddania się Mi przyniesie owoc, jakiego pragniecie, i rozwiąże najbardziej napięte sytuacje. (…) Kiedy zwrócisz się do Mnie z tą dyspozycją: «Ty się tym zajmij», oddam się tej sprawie całkowicie, pocieszę cię, wyzwolę i poprowadzę”.

Poprowadzi? Włączy mnie w tę aktywność? Będę narzędziem w Jego rękach? A może Jezus sam by to załatwił? My byśmy się spodziewali, że nastąpią cudowne interwencje, gromy z jasnego nieba – Jezus wstępuje na urzędy publiczne i wprowadza w każdej gminie zasady katolickiej nauki społecznej albo co najmniej wyzwala nas z propagandy i manipulacji homolobby. Przecież każdy z nas się modli, większość również za Ojczyznę. Przecież Bóg troszczy się o każdego z nas i nas wszystkich. Przecież On nawet obiad w więzieniu z lwami potrafi zorganizować (por. Dn 14, 34–39). Jak z tego wybrnąć? W typowo polskim wydaniu słyszałam w anegdocie: Istnieją dwa sposoby na ocalenie. Normalny i cudowny. Cudowny jest taki, że ludzie w końcu zmądrzeją, wezmą się w garść, zabiorą się do pracy i robienia tego, co słuszne. A normlany to Matka Boża się nad nami zlituje i nas uratuje.

Jeśli chodzi o wysiłek konieczny do utrzymania rodziny, wiemy, że niezbędna jest nasza praca. Każdy lepiej lub gorzej spełnia te obowiązki. Jednak gdy ktoś próbuje je podważać, kładzie się i czeka na mannę z nieba, od razu wiemy, że nie tędy droga. A w sprawach politycznych i społecznych ogarnia nas jakaś wyjątkowa naiwność. Oddajemy to pole i dziwimy się, że jest obrabiane w sposób nie taki, jak byśmy sobie życzyli. Reagujemy świętym oburzeniem, ale bezpodstawnie kierujemy je gdzieś na zewnątrz, podczas gdy każdy z nas musi uderzyć się we własną pierś, zapytać samego siebie: Czy idę tam, gdzie Jezus mnie prowadzi? „I kiedy będę musiał poprowadzić cię inną drogą niż tą, którą zaplanowałeś, będę ci przewodnikiem, wezmę na ramiona, przeprowadzę cię. Ileż mogę zdziałać, zarówno w sprawach duchowych, jak i materialnych, kiedy dusza zwróci się do Mnie, spojrzy na Mnie, mówiąc Mi: «Ty się tym zajmij»”.