W Niedzielę Miłosierdzia udałam się z moją 6-letnią córeczką do kościoła. W samym centrum, na środku pierwszego stopnia prowadzącego do ołtarza leżał motyl. Prawdopodobnie był uszkodzony, o czym świadczyło nie tylko nietypowe miejsce wybrane na odpoczynek, ale i to, że gdy zbyt mocno przybliżał się do niego zaintrygowany mały chłopiec, motyl uciekał przed nim bez unoszenia się do góry. Moja córeczka podobnie jak chłopiec zdecydowanie bardziej interesowała się motylem niż Mszą Świętą. Pragnęła wziąć go na ręce i w jakiś cudowny sposób uleczyć lub chociaż przenieść na kwiaty, umieszczone przy bocznej nawie po drugiej stronie kościoła (co uchroniłoby go przed zgnieceniem w trakcie kolekty lub Komunii Świętej). Wytłumaczyłam jej, że branie motyla na ręce nie jest dobrym pomysłem, gdyż właśnie w ten sposób może trwale go uszkodzić. Wierni zaś zamiast koncentrować się na Mszy, będą wpatrywać się w moje dziecko. Pomodliłam się tylko w ciszy za motyla. Po chwili moja ruchliwa córeczka przestała kręcić się w kółko i zwracać na siebie uwagę wszystkich dookoła. Spoczęła na klęczniku i zatopiła się w modlitwie. Gdy wstała, motyl odleciał wysoko do góry. Poleciał pod witraż z krzyżem, z którego wypływają promienie Bożego miłosierdzia, a przez który właśnie przebijało radosne wiosenne słońce. Córeczka podeszła do mnie i oświadczyła, że właśnie pomodliła się za motylka i Pan Jezus go uratował. Motyl po zakończonej Mszy Świętej wyleciał przez okno umieszczone pośrodku witraża – czyli przez miejsce, w którym na witrażu z krzyża wypływała krew i woda.

Podobnie jak w przygodzie uwięzionego w kościele motyla w Święto Miłosierdzia Bożego – w niezwykły sposób rzeczywistość duchowa splotła się z materialną, gdy w dniu Zesłania Ducha Świętego miały miejsce wybory na prezydenta Polski. Wielu modląc się nowenną do Ducha Świętego, przygotowywało się do dnia Zesłania Ducha Świętego, a zarazem modliło za przemiany społeczno-polityczne. Skutki modlitwy odczułam tuż przed drugą turą wyborów. Zwykle o polityce rozmawiać jest trudno, gdyż często osoby, z którymi rozmawiamy, chcą wprawdzie rozmawiać, lecz nie słyszą tego, co mówi druga strona. Tu działo się inaczej. Słyszeli, co chciałam im powiedzieć, co więcej, sami inicjowali takie rozmowy. Mam wrażenie, że nie było to tylko moje doświadczenie. Gdy wyszłam zaś w niedzielę z siedziby komisji wyborczej (której byłam członkiem), spłynął na mnie wewnętrzny pokój, że przemiana polityczna, która się dokonuje, jest skutkiem Bożej interwencji w sercach wielu ludzi. Cisnęła mi się wtedy też na usta pieśń „Ta krew z grzechu obmywa nas”.

Dusza każdego z nas stworzona jest, by latać wysoko. Choć nieraz wydaje się, że niemożliwym jest, by wzbiła się do góry choć na chwilę. Czasem podobnie myślimy o innych, o tych, których znamy zbyt dobrze i tych, których znamy zbyt słabo. Z przybiciem też myślimy o politykach naszego kraju, prezydencie Rosji, przedstawicielach Państwa Islamskiego. Nikt nigdy nie widział, by ich dusze latały wysoko, i nie ma na to żadnych perspektyw. Skoro Pan Bóg chciał uzdrowić motyla, czy nie uratuje także nas, gdy będziemy Go prosić? Pismo Święte zapowiada przecież nawrócenie wszystkich narodów, Matka Boża z Fatimy zapowiedziała nawrócenie Rosji, siostrę Faustynę Pan Jezus zapewniał o swoim pragnieniu ogarnięcia miłosierdziem całego świata i prosił, by w tej intencji się modlić, etc. By odzyskać właściwą perspektywę, wystarczy zanurzyć wszystkie kłopoty w ranach Pana Jezusa. Szczera zaś modlitwa zawsze otwiera na skuteczne działanie w służbie Ewangelii.

Wielkie rzeczy działy się przed Zesłaniem Ducha Świętego i w trakcie – co może wydarzyć się później (w sercach naszych, w naszym kraju i na świecie)?

Zatem – W GÓRĘ SERCA!:)