23 lutego w Gdańsku rada miasta głosować będzie nad kwestią finansowania in vitro. Do  15 000 zł na parę. Związki formalne i nieformalne. Od 18 do 42 roku życia. Kiedy pierwszy raz usłyszałam o tym pomyśle, uświadomiłam sobie, że w moim mieście rządząca partia i tak dopnie swego. Ale ciągle w głowie miałam pytanie – a może by coś zrobić?

Nie byłam w żadnej diakonii, ale przypomniało mi się, że czytałam w Gorczycy o spotkaniach z posłami. Poszłam tym tropem. Sprawdziłam więc, kto jest radnym w moim okręgu (wstyd przyznać, znałam tylko dwa nazwiska). Zdziwiłam się bardzo, że w radzie są ludzie młodsi ode mnie (a ja mam lat 29). Napisałam maila z prośbą o spotkanie w godzinach dyżuru. Pan radny ma lat 30. Był miły, uprzejmy, słuchał. Nie znał zupełnie statystyk co do in vitro i naprotechnologii. Naprawdę myślał, że in vitro to jedyne wyjście. Wiem, że go nie przekonałam, ale 40 minut rozmowy to już coś.

Poszłam do następnego radnego. Kolejny szok – pan przyjął mnie w domu katechetycznym. Siedzieliśmy więc w salce, a zza jego pleców patrzył na mnie Jezus Miłosierny. A może bardziej na niego? Bo kolejny pan radny jest przecież katolikiem i chce pomagać ludziom, i nigdy by za aborcją nie zagłosował; a za in vitro zagłosuje. Słowa „naprotechnologia” nigdy w życiu nie słyszał. A pomaga? Pomaga. No to on pogada z kolegami, żeby i tę metodę finansować. Później do niego dzwoniłam, faktycznie był u kolegów, ale nic więcej zrobić nie może…

Byłam też u pani radnej, do której mnie panowie odsyłali (bo ona się podobno zna, jest w komisji zdrowia). Po miesiącu od naszego spotkania pani występowała w telewizji. Powiedziała o mnie, że była u niej osoba lobbująca za naprotechnologią. Przyznała, że dzięki temu zna ten termin. W mediach radni są, by mówić, bronić swych tez, atakować. Na dyżurach są dla mieszkańców i faktycznie mają czas i niektórzy nawet chęci, by rozmawiać i słuchać. Pytają czasami, co myślą ich partyjni koledzy.

Kogo reprezentuję? Kto za mną stoi? Moim rozmówcom trudno przyjąć, że jestem po prostu ich potencjalnym wyborcą, mam prawo przyjść dowiedzieć się, co myślą. Dzięki spotkaniom, telefonom, mailom wiem, że nie wszystkim rządzącym radnym finansowanie in vitro jest na rękę. Nie wszyscy są przekonani o konieczności tej uchwały. W mediach występują dwie, trzy osoby, a radnych mamy 34. I niestety większość nic nie wie ani o in vitro, ani o naprotechnologii. Powtarzają zasłyszane, często błędne informacje.

23 lutego będą głosować. Jest jeszcze czas, by pomóc im świadomie podjąć decyzję.

Czy wiesz, kto jest radnym w Twoim okręgu? Czy wiesz, jak zagłosuje w sprawie finansowania in vitro?  Czy on wie, co o tym myślisz?