„Kiedy usłyszałem o aferze hazardowej nic nie zrobiłem – bo nie jestem hazardzistą.
Kiedy usłyszałem o aferze Amber Gold nic nie zrobiłem – bo nie lokowałem tam złota.
Kiedy zabrali pieniądze z OFE nic nie zrobiłem – bo emerytem będę za kilkadziesiąt lat.
Kiedy podnieśli wiek emerytalny nic nie zrobiłem – cóż tam rok czy dwa.
Kiedy usłyszałem o tabletce „dzień po” nic nie zrobiłem, bo… jestem dobrym katolikiem.”
Dla wielu z nas członków Domowego Kościoła powyższy cytat zwłaszcza jego ostatnie zdanie, może być zbyt ostry i obrazoburczy, niestety jest już ostatni czas zacząć nazywać rzeczy i sprawy po imieniu. Tocząc spokojne życie oddanych Panu katolików, często nie zauważamy i nawet nie zastanawiamy się nad tym jak wiele zła, zwłaszcza tego stanowionego prawem, dzieje się obok nas. Z całego serca wierzymy, że oddając się modlitwie, rekolekcjom i wielkiemu czynieniu dobra we Wspólnocie spełniamy obowiązkowe „kryteria zbawienia”, że czynimy wszystko co w naszej mocy…
Czy na pewno? Czy rzeczywiście bierzemy na barki tyle ile wg Pana potrafimy unieść? Czy też pod pozorem opacznie pojmowanej jedności nie odpychamy od siebie pewnych tematów i działań, które Bóg stawia nam jako wyzwania?
Na zorganizowanej przez DS. konferencji Gabriele Kuby powiedziała: „Chrześcijanie w szczególności katolicy, nie mogą egoistycznie myśleć, że nam się uda, usypiemy sobie małą wyspę i tam będziemy spokojnie zmierzać do raju – tak nie będzie… To Bóg dał i daje nam raj, sami go nie zbudujemy, przekonała się już o tym Ewa, a dzisiaj przypomina nam o tym unijne prawo…” Teraz również prawo polskie. Myślę, że członkom Domowego Kościoła nie trzeba tłumaczyć jak wielkim złem bezpośrednim jest tabletka wczesnoporonna nazywana tabletką „dzień po”. Że zabija nienarodzone życie, że jej stosowanie to grzech ciężki, że ma okrutny wpływ na zdrowie kobiety, matki… Chciałbym jednak byśmy uzmysłowili sobie jak wielki wpływ społeczny ma samo istnienie takiej tabletki. Być może nie dla członków Domowego Kościoła, ale przecież nie żyjemy na „usypanej wyspie”.
W 1992 r amerykański ekonomista G.S. Becker otrzymał nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomi za wieloletnie badania nad „Teorią zachowań ludzkich” w swej pracy Becker udowodnił, że ludzie w swych codziennych wyborach zachowują się tak jakby kalkulowali, choć nie mają takiej świadomości. Badania stały się odpowiedzią na pytanie dlaczego w rozwiniętych społeczeństwach zachodnich rodzi się coraz mniej dzieci. W tradycyjnym modelu rodziny posiadanie dobrze wychowanych, wykształconych dzieci było podstawą spokoju rodziców na starość. Dzieci były potrosze inwestycją rodziców we własną przyszłość. Wraz z wprowadzeniem obowiązkowych ubezpieczeń emerytalnych związek ekonomiczny rodzice-dzieci w długim horyzoncie czasowym został rozerwany. Utrzymanie rodzica w starości nie zależy od liczby dzieci i ich dobrego wychowania tylko od państwa które „gwarantuje” emeryturę. Skoro dziecko w okresie wzrastania jest dla rodziców „kosztem”, a na starość nie stanowi źródła „przychodu”, w konsumpcyjnych społeczeństwach w podświadomości element ekonomiczny zaczął mieć wpływ na liczbę rodzących się dzieci. Z nami posocjalistycznym społeczeństwem „na dorobku” było znacznie trudniej. Dopiero reforma ubezpieczeń społecznych w 1999 r., która do konieczności zapewnienia świadczenia emerytalnego ówczesnym „dziadkom”, dorzuciła konieczność oszczędzania na emeryturę własną, spowodowała obłożenie bardzo wysokimi podatkami pracę potencjalnych rodziców. Ciężko pracujących rodziców „nie stać” już na „posiadanie dzieci”, matek „nie stać” na pozostanie z dziećmi w domu, a gdy jeszcze słyszy się co chwilę, ile później te dzieci kosztują… Gdy trwa zmasowany atak na prawdziwą rodzinę, gdy promuje się opacznie formułowaną wolność jednostki, „rodziny patchwork’owe”, „małżeństwa homoseksualne” następuje skrajne zachwianie pojęć i wartości… Ale mimo wszystko dzieci w Polsce jeszcze się rodzą, mało (dzietność Polek to zaledwie ok. 1,3) ale jednak się rodzą. Z miłości, z obowiązku, z przypadku i prawie żadne polskie małżeństwo, żadna Polka, nie zabije świadomie swojego dziecka.
Skonstruowano więc produkt „na i dla katoli”. Żadnej skrobanki, żadnej aborcji, nie zabijasz, „dzień po” i piekła nie ma. Konsumujcie, nie myślcie, bawcie się, używajcie bez konsekwencji. Róbta co chceta.
My we Wspólnocie „nie musimy się bać”, tabletka to zło i nigdy jej nie użyjemy. Ale ile kobiet, także katoliczek omamionych gazetami i feministycznymi bzdurami o wolności wyboru, wolności własnego ciała zdecyduje się na taki „zabieg”? Czy nasz brak zaangażowania się w tworzenie dobrego prawa, w szczególności tego uniemożliwiającego zabijanie nienarodzonych i rozbijanie rodziny zostanie nam odpuszczony?
Proszę rozważcie to we własnym sumieniu, niech ten społeczny temat odpowiedzialności za drugiego człowieka, także tego spoza Wspólnoty, i naszych codziennych wyborów stanie się tematem Waszych rozważań w kręgach.
Na koniec cytat wypowiedzi jakiej udzielił w wywiadzie ( 26.01.2015r) kard. Kazimierz Nycz.
„Ochrona życia ludzkiego, wolność i godność człowieka, wolność sumienia, to wartości, które wynikają z prawa naturalnego, a więc to sprawy ponadwyznaniowe, a nawet ponadreligijne. – Pamiętajmy, że Kościół to nie tylko biskupi i księża. To również na przykład wierzący katolicy zasiadający w parlamencie. Świeccy mają prawo, a nawet obowiązek bezpośredniego uczestniczenia w życiu politycznym, jeśli są do tego przygotowani i zostaną wybrani. Nie mogą pozostawić swoich przekonań religijnych w domu”
Najnowsze komentarze